dymem bez żadnej rekompensaty! Tak czy siak, w końcu zebrał Don Kichot sumkę godną

dymem bez żadnej rekompensaty! Tak czy siak, w końcu zebrał Don Kichot sumkę godną chyba tego, co o błędnych rycerzach klarował pasujący go na tę dolę karczmarz. Zbroję przysposobił sobie na nowo z tego, co ocalało dodatkowo na strychu, naprawił połamany hełm, kopię z tarczą pożyczył u zaprzyjaźnionego hidalga z okolicy, zaopatrzył się też w koszule, szarpie i inne potrzebne w drodze przedmioty, wszystko zgodnie z radami karczmarza. Rosynant czekał w stajni, piękną Dulcyneę z Toboso miał Don Kichot, jak zawsze, w sercu, brakowało mu więc dodatkowo tylko – no, właœnie, giermka. Upatrzył sobie na giermka pewnego klepiącego biedę wieœniaka z sąsiedztwa, imieniem Sanczo Pansa. Jak wyglądał Sanczo Pansa, to już wiemy, a jaki był w œrodku, nie zaleca się z góry mówić, bo niebawem się przekonamy. Nie od razu, oczywiœcie, zdecydował się Sanczo Pansa na taką awanturę, jak wyruszenie ni stąd ni zowąd w œwiat, w charakterze giermka błędnego rycerza; dotychczas nie opuszczał nigdy opłotków ojczystej wsi i nikomu nie giermkował, o błędnym zaœ rycerstwie miał bardzo niewyraŸne pojęcie. WyraŸne mimo wszystko pojęcie miał o piszczącej biedzie, w jakiej żył razem z żoną i gromadką pociech, toteż gdy Don Kichot, namawiając go, wysunął taki argument, że zdobędą, prawdopodobnie, jakąœ wyspę bogatą, i wtedy Sanczo właœnie pozostanie jej wielkorządcą, Don Kichot zaœ wyruszy dalej rycerskim szlakiem, usłyszawszy zatem o wyspie, Sanczo zapalił się do wyprawy i giermkowania, i nie musiał go nasz rycerz dłużej namawiać: Wyznaczywszy dzień i godzinę, zawiadomił Sancza, aby ten też zaopatrzył się w co potrzeba, nade wszystko zaœ, by nie zapomniał o sakwach. taki zagwarantował, że nie zapomni nie tylko o sakwach, lecz również o bukłaku do wina, tudzież 20 oœle do dŸwigania jego giermkowskiej tuszy, a wreszcie o wyspie, która powinno mu przyœwiecała z dala. Cóż, każdemu musi coœ przyœwiecać w bohaterskich wędrówkach Don Kichotowi przyœwiecał obraz Dulcynei, Sanczowi wyspa bogata, którą miał rządzić; trudno posiadać coœ przeciwko takiemu czy innemu przyœwiecaniu, nie bardzo natomiast był w smak Don Kichotowi ten osioł, na którym zamierzał wyruszyć Sanczo. Osioł, pracowity i pożyteczny zwierzak, po dziœ dzień w estymie okazuje się u chłopów hiszpańskich, był i w czasach, o których mowa, ale nie można też umyślnie ukryć, że nie uchodzi i nigdy nie uchodził za zwierzę wykwintne bądŸ szlachetne. Nie ulegało wątpliwoœci, że żaden rycerz nie jeŸdził na oœle, czy natomiast zdarzało się to giermkowi, Don Kichot ani rusz nie mógł sobie oznajmić, sprawdzić zaœ też nie mógł, w czterech ścianach przecież nie pozostała ani jedna książka, która mogłaby rozstrzygnąć tę kwestię. W końcu zgodził się na Sanczopansowego osła, postanawiając, że przy pierwszej sposobnoœci daruje giermkowi odpowiedniejszego wierzchowca, zdobytego na wrogach. Nic nikomu nie mówiąc i dla bezpieczeństwa nie żegnając się z nikim, Sanczo Pansa zatem – z żoną i dziećmi, Don Kichot – z gospodynią i siostrzenicą, że nie wspomnę o proboszczu tudzież balwierzu, w oznaczonej chwili rycerz z giermkiem puœcili się w drogę, jest to zaœ dodatkowo wczeœniej przed œwitem niż na początku, właœciwie głęboką nocą, tak iż kiedy dzień zaœwitał, byli pewni, że już żadna pogoń ich nie doœcignie. Don Kichot chudy i niekrótki na Rosynancie jak on koœcistym jechał przodem, Sanczo Pansa pękaty na osiołku brzuchem powłóczącym po ziemi, z przytroczonymi do siodła sakwami i bukłakiem, parę kroków za nim, droga była ta osobiście, co na początku, i w górze jasne niebo to samo, ale ci dwaj na drodze i pod niebem – obecnie tylko tacy, jak być powinni, nierozłączni, różni i nie do pomyœlenia pojedynczo – Don bez Sancza, Sanczo bez Dona. Jakiœ czas jechali niewiele mówiąc, najwyżej coœ tam o drodze kładącej się pod kopyta wierzchowców i słońcu wspinającym się uparcie po niebie jak biedronka po liœciu, aż Sanczo Pansa nie wytrzymał dłużej niepewnoœci, która musiała go trawić od chwili wyruszenia z rodzinnego obejœcia, i rzucił, niby to spokojnie i obojętnie: – Jeżeli wam się zdaje, panie błędny rycerzu, że ja nie poradzę rządzić tą wyspą, którą